Zadaję sobie pytanie, czy ja lubię samą siebie? Czy siebie cenię? Co w sobie lubię najbardziej? W czym widzę swoją wartość? Ktoś powie: grzeszne pytania. Egoizm. Niech będzie. I tak nie odpuszczę!

Mira Jankowska
Mistrzowska Akademia Miłości
www.akademia24.pl
 
Ostatnio dotarło do mnie z ogromną siłą, że tylko spełniony człowiek jest pociągający. Tylko szczęśliwe osoby są atrakcyjne dla innych. Do takich ciągniemy. Szczęśliwe, czyli takie,które nie kamuflują przed sobą własnych niedoskonałości i braków, są z nimi zespolone. Ba! To z nich często czerpią swoją siłę i to je trzyma mocno na ziemi, bo nie lewitują kontemplując własną doskonałość i udając kogoś kim nie są. Nie kochając siebie samego nie mamy szansy na pokochanie kogokolwiek. Nie akceptując siebie nie przyjmiemy też drugiego człowieka w jego inności. A zatem wszelkie pragnienia spędzenia z kimś całego życia są iluzją, jeśli nie kocham siebie naprawdę, a w tym kimś widzę tylko szansę na szczęście dla mnie. To byłoby wykorzystanie. Nie twierdzę, że pokochanie samego siebie to lekka praca i proste zadanie intelektualne emocjonalne i duchowe.
Niestety… Kto zaczął, ten wie.
Czy zdajemy sobie sprawę, co się dzieje, kiedy siebie nie lubimy, a tym bardziej nie kochamy? Jeśli nie poszukamy sposobów na to, by odkryć dlaczego nie mamy do siebiezau fania, skąd w nas brak samoakceptacji i jak możemy ją odzyskać, wówczas decydujemy się na taki oto scenariusz: 1) przyjęcie postawy, że takie życie też ma swoją wartość i nie trzeba siebie kochać, by tolerować innych; 2) życie w zgorzknieniu i pretensji do świata, że jesteśmy pozbawieni tego, co powinniśmy otrzymać; 3) traktowanie   innych z zazdrością, że mają to, czego nam poskąpiono.W sumie trzymać nas będzie wszachu perfidny, acz subtelny rodzaj pychy, lenistwo i złość do świata, ludzi i Stwórcy. Kto na to cierpi i nie ma zamiaru nic z tym zrobić, już przegrał. Tu i na wieki. Bo za zdrową miłością samego sie bie idzie odwaga do podejmowania wyzwań i działań,które wpisane są w nasze życie, przynoszą nam speł nienie i mają też posłużyć innym. Idzie też za nią rozpoznanie podobieństwa do Tego, który jest Kreatorem i liczy na nasz twórczy udział w dalszym stwarzaniu rzeczywistości.
Nie kochając siebie będę potrzebowała od innych uznania, do wartościowania, aktów akceptacji. To tak zwane zewnątrz sterowalne poczucie własnej wartości. Działa na krótką metę. Wyrabia lizusostwo i niezdrową zależność. Wcześ niej czy później się skończy i pozostawi zawód i samotność. I znowu po jawi się pytanie: A ja sama? Co sobie i innym mam do ofiarowania? Kimże ja jestem?